Opatulanie Tobiasa na zimę zakończone!
Rozpiąłem plandekę na zrobionych z rury pałąkach. Rura,
chyba do prowadzenia światłowodów pod ziemią. Czarna z dwoma żółtymi paskami.
To pewnie jakieś typowe oznaczenie. Nie ważne!
Bardzo dobrze nadała się ona do zbudowania stelaża namiotu.
Rozpęta na tej konstrukcji plandeka, przykryła Tobiasa, od luku nad mesą, aż po
reling rufowy.
By dostać się na pokład, trzeba teraz, z głównej drabiny,
wejść na drabinkę na pawęży i zanurkować pod luźny koniec, przykrywającej rufę,
plandeki. Trochę to niewygodne, ale chodząc tą drogą, w tę i z powrotem, szybko
się przyzwyczaję. Za to wiatr, deszcz i śnieg, nie dostaną się tak łatwo do
wnętrza namiotu!
Kot, bez żadnych problemów, radzi sobie z taką przeszkodą! Wbiega
on po swojej desce. Skacze na najwyższy stopień na pawęży, przeciska się pod
fałdami igielitu i już jest na pokładzie!
Choć rury starczyło do zrobienia konstrukcji nad całym
pokładem, to dziobu nie nakryłem. Przynajmniej na razie. Maszt grota,
skutecznie utrudniłby dokładne zbudowanie namiotu. Ale przygotowany stelaż,
posłuży w przyszłości, gdy zechcę na zimę zdejmować oba maszty.
Muszę też, mieć odsłonięty luk nad mesą. Chcę nim, wystawić
komin od małego piecyka. Zamierzam,
bowiem zimą, mieszkać na Tobiasie. Już, dwukrotnie, tak zimowałem. W
Szczecinie, nie na Karaibach! A mrozy po niżej dwudziestu stopni, utrzymywały
się wtedy około trzech tygodni. Grzałem się wyłącznie, kaloryferem olejowym i
piecykiem naftowym. Oba rozwiązania są za drogie. Więc jako główne źródło
ciepła w tym roku, będę miał ten, piecyk na „paliwo stałe”.
Ale o tym, innym razem.
Tobias pięknie zapakowany, jak paczka pocztowa, jest już gotowy
na jesienną i zimową aurę!
I jednocześnie, nim przyjdą mrozy, dzięki takiej konstrukcji
namiotu, będę mógł zabrać się za drewna w kokpicie.
No i za pokład! Pełno na nim śladów korozji i rdzawych
zacieków. Cóż. W bieżącym roku, mając jeszcze śnieg i lód na pokładzie, wodowałem
się dziewiątego kwietnia. Zima nie chciała się skończyć. Więc wcześniej, nie
miałem szansy, na jakiekolwiek prace konserwacyjne!
Pierwsza załoga, zamustrowała już trzynastego kwietnia i
tego dnia wyszliśmy z portu. No i jakoś sezon zleciał, a pokład coraz bardziej
rdzawy!
Teraz do niego, na spokojnie, się dobiorę!
W nowej szacie nie tylko s/y Tobias ale i blog .
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to . Czekam na kolejne wpisy .
Pozdrawiam
Witam! Miło jest wrócić na tego bloga. Pałam nadzieją że i na Tobiasa kiedyś wrócę. Może za rok. Oby. Powodzenia. Wiola
OdpowiedzUsuń