poniedziałek, 15 grudnia 2014

Sezon zimowy




Stojący w mesie piec promieniuje przyjemnym ciepłem. Brykiet drewniany, którym go karmię, daje sporo kalorii i jest łatwy
w obsłudze. Kotu ciepło w mesie też się podoba! Wyleguje się "gałgan" na górnych kojach. Lub siada blisko rozgrzanej ścianki pieca i mruczy z zadowoleniem.


Zima jest ciągle łaskawa. Nawet nie pozbyłem się jeszcze słodkiej wody ze zbiornika. Zrobię to przed zapowiedzią nadejścia mrozów. Na razie, na horyzoncie pogodowym, aura przyjazna i ochłodzenia nie widać!
Rozpocząłem poważny remont pokładu. Już przy wyciąganiu łódki zdemontowałem oba maszty. I dzięki temu mogłem szczelnie przykryć kadłub. Nad łódką powstał hangar. Miałem trochę kłopotów z bezpiecznym przepuszczeniem przez plandekę, komina od pieca. Musiałem przemyśleć zagrożenie pożarowe
i zabezpieczenie przed deszczem. Ale udało się pogodzić gorącą blachę komina z igielitem plandeki. A i deszczówka do środka się nie dostaje.
Ostatniej nocy, wkurzona Alexandra, przetestowała konstrukcję hangaru z dziurą na komin. Jej południowo zachodnie podmuchy, nie wyrządziły najmniejszej szkody. Znaczy się, dobrze wszystko wymyśliłem!

Na pokładzie, w wielu miejscach występują wykwity korozji.
A uszkodzona farba, odsłania zapomniane już dawne warstwy. Cóż, Tobias od wczesnej wiosny do późnej jesieni, ciężko pracował pokonując tysiące mil morskich. Przez jego pokład, przewinęły się dziesiątki osób. Więc nic dziwnego, że jesienią, jego kadłub nosił ślady morskiego trudu.
Zeszły sezon zimowy poświęciłem na remont części podwodnej kadłuba. Teraz wziąłem się za górę.
Generalnie, o nadchodzącym zimnie, myślę z obrzydzeniem!
Co prawda, położenie Szczecina zapewnia łagodne zimy. Raczej wilgotne niż mroźne. Jednak nie ma się po co łudzić, że będzie to zima śródziemnomorska. Najchętniej uciekłbym na Kanary.  Albo w inny ciepły zakątki świata! Na razie jednak trzymam się swojej przystani w Dąbiu. A zimowanie "na ciepłym" odkładam na następne sezony.




Najbliższe cztery miesiące, to robocza mitręga. Miast sztormiaka i kaloszy, ciepła kurtka i gumofilce. A w dłoniach nie liny
i koło sterowe czy lornetka, lecz szlifierka, wiertarka lub do wyboru  inne narzędzia! Na dokładkę wpełzający wszędzie brud remontowy, zimno z dworu i ogólny rozgardiasz. -Twardym trzeba być!
Wodowanie wyznaczyłem na dwudziestego marca. A pierwszy rejs rozpocznie się osiemnastego kwietnia. Do tej daty wszystkie prace muszą być zakończone. Czyli czasu jest jak zwykle mało. I nie mogę go tracić! Niedziela to, czy zwykły dzień, lub święta, - zawzięcie pracuję przy remoncie. A nagrodą za wysiłek, będzie pięknie prezentujący się Tobias, odremontowany, odmalowany i gotowy do drogi!


s/y Tobias w październiku w Svaneke


wtorek, 25 listopada 2014

Tobias już na lądzie !

Tobias osiadł na twardym!
Już dziobem nie pruje fal! Już nie kołysze się miękko na wodzie. Już nie stoi na cumach! Jego pokład zrobił się sztywny i nieruchomy! Pozbawiona wody sonda oszalała! A GPS pokazuje 0 kt prędkości ... 

 
ostatnie chwile na wodzie

 
 ...i w powietrzu


                                                                 tak stoimy do wiosny


Cóż! Sezon żeglowania skończył się definitywnie. Teraz nastał czas remontowy.

Przez najbliższe cztery i pół miesiąca, łódka będzie stała na ladzie. - Będzie szarpana narzędziami. Będzie traktowana ogniem łuku elektrycznego. Będzie szlifowana ostrym strumieniami piasku, wyrywającym z czystej stali, ogniska korozji. Mechanizmy Tobiasa zostaną rozkręcane na drobne elementy by, w fachowych rękach, mogły przejść konserwację. I na zakończenie wszystkich prac, będzie można pomalować jego kadłub i pokład. Tak by znów wyglądał świeżo i dumnie!

- Należy mu się to! Miniony bowiem sezon, ciężko przepracował! W kolejnych rejsach, niósł nas przez morze. W trudnych pogodach i we flautach. Dzielnie znosił wszystkie przeciwności losu i wszelkie potknięcia ... załogi. I nigdy nas nie zawiódł! Nawet jeśli miał jakieś kaprysy techniczne, to zawsze dawał się udobruchać! I wracał do swojej służby!

                                                                szorowanie kadłuba

Dzisiaj (niedziela 23 listopada) wraz z Adą, skończyliśmy budowę konstrukcji zimowego namiotu. Nakryliśmy Tobiasa potężną plandeką. I w ten sposób powstała kolejna "zimowa paczka".

          narzędzia czas wyjąć.....                                                                     ....i rozmontować pokład.....

                                                    

                                                   
Od razu przeszła ona chrzest bojowy! Bo ledwo skończyliśmy plątanie, mocujących plandekę linek, spadł krótkotrwały, lecz rzęsisty deszcz. A teraz gdy już jest noc, rozkręca się pierwszy w tym lądowym sezonie, silny wiatr! Prognozy dla tego rejonu, mówią o 5B. Na morzu, dla Tobiasa, to piękny wiatr! Oczywiście jeśli nie jest on "w mordę"! Ale dla plandeki taka siła podmuchów to sprawdzian! Dla niej lepsza jest ... flauta! 

 
Przy wyciąganiu Tobiasa z wody, zdjąłem oba maszty. I dzięki temu że nie wystaję one z pokładu, łódka jest nakryta od dziobu do rufy. Powstał nad nią hangar wygodny do planowanych prac. Tylko że teraz będzie problem z wystawieniem komina od pieca! Bo choć ostatnie zimy w Szczecinie są lekkie, to jednak nie ma co liczyć, że ogrzewanie się nie przyda!
     
                                                                                     

Z tym nadchodzącym chłodem i zimową pluchą to same kłopoty! Co roku ta sama mitręga z wyciąganiem łódki z wody! Opatulaniem jej przed opadami mocną plandeką. Spuszczaniem ze zbiornika wody pitnej. Zabezpieczaniem silnika przed mrozami. I tak dalej! No ale "sorry! Taki mamy klimat!"

                                               w środku zrobiło się zacisznie i można pracować...

Jedynie chyba Gabryś zadowolony jest pauzy w pływaniu. Po kilkumiesięcznym zamknięciu w mieszkaniu, wrócił on znowu na przystań! I teraz cieszy się wolnością! Nocami znika z łódki, by wrócić rano. Najeść się "pod korek" i zaszyć się pod kołdrą w mojej koi. Cóż. Żeglarza z niego nie zrobię! Za to mam towarzystwo na zimę!

                                                                         Gabryś


niedziela, 9 listopada 2014

Zakończenie sezonu



Silnik równo i spokojnie pracuje. Wskazówki na zegarach stoją na właściwych pozycjach. Idę w górę Odry. Trzebież została daleko z tyłu. A w kilwaterze za rufą, cały sezon już odpływa!
Fajny był ten sezon! I trudny też! Przepłynąłem - Tobias przepłynął po Bałtyku, ponad 6,5 tysiąca mil. A to morze, trudne i kapryśne. Ujawniające wszelkie słabości ludzi i sprzętu. 

Ludzkie charaktery, odkrywają się już w pierwszych godzinach,
za główkami portu. I nie chodzi o chorobę morską! To na początku rejsu, dla większości żeglarzy, normalny stan. Nie ma nad czym się rozwodzić! ...
Idę Odrą w górę do Dąbia. Do mojej przystani w PETEKU. Jest poniedziałek 03.11. Ciepło i przyjemnie. I tylko ten południowy wiatr opóźnia marsz! Na prostych odcinkach RZEKI wali on do dwudziestu knotów. I wzmaga i tak przeciwny nurt. Przy Stoczni bonus! Od Wałów Chrobrego wyjeżdża na Tobiasa holownik. A za nim szafa! Statek długi na dobre dwieście metrów! Dwa holowniki trzymają jego rufę. Ale on i tak próbuje się wyrwać z uwięzi! A Tobias ma może odfrunąć?! Przeciskam się przy burcie, zacumowanego wielotysięcznika. Obsługa holowników przyjaźnie do mnie macha więc jest w porządku!

 
Przekop Mieleński i Regalica. Dzwonię do (pana) Bosmana w Dąbiu, że już zaraz...
Dookoła przyszarzała jesienna zieleń. Czaple, kormorany, kaczki i orły. Gdy nie znałem jeszcze rozlewisk Odry i Zalewu Szczecińskiego, orły były dla mnie bajką o "żelaznym wilku". A tu jest tych ptaków pełno! Więc bardziej atrakcyjne są białe czaple niż bieliki i rybołowy! Nikt, nawet kaczki, nie zwracają na nie uwagi! A krążąca nad Tobiasem biała czapla to rarytas wart dobrej porcji rumu!




Mijam przystań na Pogoni. Ryję rów w płytkim miejscu na Dąbskiej Strudze. Wody wszędzie mało. Ale na dnie gruba warstwa mułu więc Tobias sobie z nim radzi! Port, Hotele i AZS jeszcze i wchodzę na Dąbie. Klaruję łódkę do cumowania. Wiem gdzie mam stanąć, bo już z Bosmanami ustaliłem. Widzę na kei "komitecik" powitalny. Po kilku miesiącach spędzonych w morzu, bardzo przyjemnie jest być witanym w porcie przez grono przyjaciół!
Podchodzę do pływającego pomostu. Dziobowa nawietrzna cuma obłożona i rufą wchodzę na miejsce. I ... stoję w mule. Za płytko! Cóż, od kilku tygodni wieją wiatry południowe. I wywiewają wodę z Zalewu. Gorzej, że na Bałtyku tej wody też nie za wiele! Do Australii ją pompują czy jak?!
Nie daję rady dojść do pomostu. Nawet dociągnie się na cumach nie pomaga! Kto pociągnie, zaryte w dnie, 15 ton stali? Przepływam więc na swoje miejsce - na dalbach. I staję rufą do kei.
I wreszcie o godzinie 15.10, trzeciego listopada wyłączam silnik i kończę sezon żeglarski!
Dobry sezon! Dobry, oczywiście dzięki staraniom ADY! Bo to jej praca ściągnęła załogi. Ona prowadziła tobiasowe strony w necie, kontaktowała się z załogami, odpisywała na maile, zapisywała na rejsy. A ja tylko pływałem!

                             

                                                             były i palmy na kei.....
 
 Od piątego kwietnia do trzeciego listopada Tobias
 przepłynął ponad 6.5 tysiąca mil morskich. A ja wraz z nim znosiłem flauty, sztormy. Cieszyłem się twardą żeglarską pogodą! Ze spokojem przyjmowałem ulewne deszcze, mgły i wszędobylskie zimno. Choć kilka tygodni było nawet upalnych. Jednak wśród dominującej szarości nieba trudno uwierzyć że bywało też gorąco i słonecznie!
Na pokład Tobiasa, przychodzili żeglarze, zieleni i opływani. Żeglarstwo to przede wszystkim stan umysłu! Doświadczenie przyjdzie z czasem. Można bowiem pływać latami i nie nadawać się do załogi. I można tylko na pokład wejść i od razu być kumplem od liny i "bidy"! Poznałem więc takich żeglarzy, którzy z pokorą przyjmowali, co im MORZE przyniesie. I tych co "od progu" krzyczeli, że żeglarzami są! Ale Bałtyk lipy nie zdzierży! .... I szybko weryfikuje charaktery, pokazuje prawdziwe ludzkie oblicza. Więc tematu nie będę ciągnąć. Bo wiem, że Ci którzy "przegięli", wiedzą gdzie była ich "skucha"! : D


Najważniejsze, że sezon 2014 był szczęśliwy! Że po jego zakończeniu, mam sporo fajnych znajomych i kilkoro przyjaciół! Przecież pływam, bo to moja pasja! To, że pływam z załogami, to dlatego, że lubię to robić! Oczywiście! Muszę zarobić na utrzymanie Tobiasa. To jest najważniejsza sprawa! Nie ma innej! Nie samochód, nie dom czy jakieś inne dobra! Tobias! To jest priorytet!!! I bez załóg będę miał kłopot z utrzymaniem ŁÓDKI! A w zamian za "kojowe" oferuję dzielną, oceaniczną jednostkę, na której w naprawdę ciężkich warunkach, można bezpiecznie żeglować, żyć, uczyć się żeglarstwa i bawić. By w końcu wrócić na ląd ze wspaniałymi wspomnieniami. 


Sezon zakończony! W sobotę piętnastego listopada Tobias wychodzi na keję. I zacznie się remont.
Tobias, zmęczony sezonem, z przyjemnością przejdzie wszelkie renowacje. Ja też z tęsknotą patrzę na leżące odłogiem narzędzia. I już niedługo „runę” w maszynownię wymieniać instalacje elektryczną. I na pokład walczyć z zawsze obecnymi na stalówce ogniskami korozji. Za parę tygodni, przyjedzie Ada, by podkręcać wydajność pracy! I jednocześnie ciężko harować na rusztowaniu przy burtach. Lub kulić się w zakamarkach zęzy!
Wszystko po to, by na 18.04.2015, czyli na pierwszy rejs przyszłego sezonu Tobias był gotowy "jak spod igły".



                                                        Tobias w Świnoujściu przed drugim rejsem

I z przedostatnią w tym sezonie załogą


poniedziałek, 6 października 2014

Bałtycka jesień



Hammerhavn 06.10.2014r.

Przyszła w końcu! Krótkie dnie i długie noce. Pochmurne niebo, gęste i nieustępliwe mgły. Zimno i wszędobylska wilgoć. No i silne wiatry! W lecie też trafiały się mocne wiatry. Jednak ciepłe i bardziej ludzkie. Teraz wiatry są jak dzikie konie. Zimne, harde i w swej bezwzględności trudne do ujarzmienia. Czekaliśmy na nie! Cały sezon wystawialiśmy żagle, by je łapać. Polowaliśmy i wreszcie je mamy! Niosą one Tobiasa swoją potężną mocą. Pokonywane mile błyskawicznie uciekają za rufę. Cel podróży szybko zbliża się do dziobu jachtu! Żegluga w towarzystwie tych potężnych mocy, to radość pomieszana ze szczyptą szaleństwa.

                                                            A tak było w czerwcu pod Gotlandią - na pokładzie było nas troje....


 
 Tym razem, już w porcie, całkowicie zasłużenie wznosimy toast za udany etap. Załoga po ciężkiej pracy na pokładzie, mocno poobijana rozkołysem, szczęśliwa przeżytymi chwilami, wreszcie ma słuszne prawo do wypoczynku w ciepłej koi. Skończyły się już czasy pasażerów Pulmana! Oni w tych warunkach nie mają szans! Chyba, że będą chcieli przełamać swoje lęki, swoje słabości i cywilizacyjne rozpiecuszenie. Zapragną stać się rzeczywiście twardymi żeglarzami z kości, krwi i zamiłowania! 


I po rejsie z dumą będą obnosić się ze swoimi siniakami i stwardniałymi od pracy przy linach, dłońmi.
 Od kilku godzin stoimy w porcie. Przygnał nas tu nocą silny, równy wiatr. Tobias w przyzwoitym przechyle gnał do przodu. Załoga, jak to Jurek Porębski śpiewa, "miała radochę"! I choć "piwka złoty łyk" nie był dany żeglarzom, to i tak ich morale było bardzo wysokie! Wachta za wachtą wychodziły na pokład. Sternicy trzymali kurs. Pomimo nocnej pory, kokpit był pełen tych, którzy przyjechali popływać! Tylko naprawdę zmęczeni kładli się na chwilowy odpoczynek w koję. Tu wszyscy trafili z zamiłowania, nie po to by  rejs "odpękać"! Kilka pawików - normalna to sprawa! To trzeba przetrwać. By z większą radością cieszyć się mocnym wiatrem! A ogarnięcie się, gdy w głowie karuzela, wymaga naprawdę silnej woli! Na szczęście stan zawirowania szybko mija, jeśli go oczywiście załogant nie pielęgnuje. I po kilku godzinach słabości, śmiało można myśleć o następnych dniach rejsu!
Porcik maluśki, malowniczy, bornholmski przecież. Wiatr wyje w jesiennych koronach drzew. Prognoza na jutro mówi, że będzie wiało. Będzie mocno wiało! Czyli popłyniemy szybko i z przyjemnością! Zarefowane żagle poniosą nas na północ, bo właśnie wiatry powyżej 6 B najpiękniej Tobiasa niosą. Wiedzą o tym ci, którzy na Tobiasie pływali w ciężkich warunkach. Bo to twarda łódka  przeznaczona do "zadań specjalnych"! I nauczyli się, że "... lepiej patrzeć czartu w oczy, gdy zabawa trwa!..."

                                                                      Hammerhavn

 
 Pochmurne Svaneke

S/y Tobias w drodze