środa, 28 października 2020

Przez Darłowo do Ustki

 W dniu 05.09. wypłynęliśmy w piątkę ze Świnoujścia na zimowe leża. Spytacie dokąd?  Tego wtedy jeszcze nikt nie wiedział. W orbicie naszych zainteresowań leżał Kołobrzeg, Darłowo i Puck. Obierzmy po prostu kurs na wschód - rezolutnie zaproponował kapitan Łukasz i tak też uczyniliśmy. Świnoujście musiało jednak za nami tęsknić, bo za główkami nastała flauta, która nie pozwalała nam się zanadto oddalić. Szczęśliwie po dwóch godzinach wiatr drgnął i Tobias zaczął po kolei mijać na trawersie znane i mniej znane miejsca na mapie polskiego wybrzeża.. 

Do widzenia Świnoujście!

No to dokąd??



 

 

 

 

 

 

Około 24-ej ujrzeliśmy główki Kołobrzegu i tu rozgorzała dyskusja. Wchodzić czy nie wchodzić. O Kołobrzegu wiedzieliśmy tyle, że wyciągnąć się na zimie na ląd nie da rady, bo brak miejsca, ale za to, jak nam powiedział znajomy bosman, po porcie Tobias może hasać sobie jak chce, no i na samo malowanie kadłuba, to też nie ma problemu, bo na te dwa dni to możemy stanąć na suwnicy. Wygrała jednak chęć dalszej żeglugi. Po drodze jak to zwykle na morzu porcja pięknych obrazów nieba..


Świt przyniósł Darłowo. Miasto ciekawe, no i nas tu jeszcze nie było. Czytamy encyklopedię: Eryk I Pomorski, urodzony w Darłowie, Książę Pomorski, Król Dani, Norwegii i Szwecji. Zdetronizowany.  Wyjeżdża z duńskimi klejnotami koronnymi. Pan na Gotlandii. Jego flota łupi hanzeatyckie statki handlowe. Następnie wraca do Darłowa. Jego grobowiec jest w miejscowym Kościele Mariackim. Wchodzimy? Oczywiście że wchodzimy! 

Wejście do Darłowa
W marinie czekają cieplutkie łazienki :)
.



 


 
 

 

 

W Darłowie trochę postaliśmy, oczywiście zwiedziliśmy miasteczko i zamek. Niestety z miejscami na lądzie też nie było jakoś różowo i chociaż marina całkiem przyjemna to trzeba było pomyśleć co dalej..

Zamek Książąt Pomorskich
Brama Wysoka













 


Rynek i ratusz z fonntanną w oddali
Jeden z elementów fontanny

 

 

 

 

 

 

 

 

Do Ustki przypłynęliśmy  za sprawą Huberta, armatora Monsuna i dawnego załoganta Tobiasa, który podczas re-odwiedzin na jego jachcie opisał nam port i zalety osób tam działających. Płyniemy, pięć godzin beztroskiej baksztagowej żeglugi w słońcu. Tylko ja i Łukasz. Cumujemy. Następnie krótka rzeczowa rozmowa z bosmanem, nota bene też Hubertem i jesteśmy po słowie. Zadowoleni, wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że przed naszym wyciągnięciem ma nadejść sztorm..

   

 

 

 

 

 

 

 

 

Port ma wąskie gardło, przez które przy silnych wiatrach N - NNW spiętrza się fala. Na szczęście kierunek NE ale i tak ma być niewesoło. Bosman Hubert pomaga przestawić jacht w bezpieczniejsze miejsce. Obkładamy się cumami. O 4 w nocy puszcza knaga, ale jesteśmy przygotowani i mamy duble na pozostałych. Reszta nocy na standby. Świt przynosi tę zmianę, że przynajmniej jest jasno i jak coś trzaśnie to łatwiej będzie wymienić. Tobias jest jednak dzielny i się trzyma (w końcu 11 cum) 😂 O 18 tylko jeszcze wymiana szpringu dziobowego i około północy wiatr słabnie, możemy złapać chwilę spokojniejszego snu. Fajni tu ludzie. Jeszcze przed knagą w nocy odwiedza nas bosman Hubert, rano pracownik Zarządu Portu, wcześniej i potem nowopoznany spawacz, który obok ma warsztat. Wszyscy jakby co oferują ewentualną pomoc. 😀

 


 

  

Fotki z  następnego dnia, gdy wiatr trochę się uspokoił. Mogliśmy obejrzeć jaka sytuacja w główkach portu.

 




                           

 


niedziela, 18 października 2020

Wspomnienie rejsu pływowego :

 W tym roku Tobias zapragnął zmienić nieco ustalony rytm swoich przyzwyczajeń i wypuścić się choć na krótką chwilę w przedsionek Morza Północnego, gdzie słodkie wody Łaby mieszają się z jego falami. Rejs rozpoczęliśmy w Świnoujściu i oczywiście pierwszym portem na tej trasie było, a jakże Świnoujście... Oring na świeżo wymienionym filtrze oleju uznał, że za bardzo dokręcili mu śrubę i zaprotestował. Miło z jego strony że zrobił to 2 mile za główkami portu startowego, a nie na kanale Kilońskim . 
 
Taka chmura na drodze w kierunku Rugii
 
Potem szło już z górki, no prawie, bo ze względu na opóźnienie marszruty zabrakło nam dosłownie 4 godzin by wejść do Kilonii. I tak rozpętało się piekło - Kilonia 20 mil, wiatr delikatnie mówiąc nie z tego kierunku, fale 2,5 m, a ma być jeszcze gorzej. Na szczęcie Artur kapitan, zajrzał do swojej tajemniczej locji, westchnął i powiedział Bagenkop, Dania, kierunek z wiatrem i najmniejsze straty czasowe w powrocie na trasę. Nota bene po drodze do portu schronienia ponownie spotkaliśmy szkolny żaglowiec Denmark. Pierwszy raz spotkaliśmy go poprzedniej nocy. Bulaje miał oświetlone na czerwono i wyglądał trochę jak taka ulica. Ktoś z załogi nawet krzyknął Amsterdam (co to drugi dzień rejsu robi z człowieka)😉Niestety nie odpowiedział na nasze zapalenie świateł salingowych i przyjrzeć mu mogliśmy dopiero się następnego dnia. 
 
W Badenkop
 
Kanał Kiloński to odrębna historia. Piękny z kilkoma fajnymi miejscówkami do cumowania na dziko. Niestety to też promy, co chwila przecinające kanał, a każdy o dźwięcznej nazwie od Szczecina, przez Wolin, Darłowo, Gdańsk do Kłajpedy oczywiście wszystko w języku Heimat. Smutne. Przez chwilę żałowaliśmy nawet że Tobias nie nazywa się Warsaw Uprising lub Der Untergang… Zostawmy jednak politykę i skupmy się na miłych doznaniach. Po powrocie z rejsu zauważyliśmy na stronie Marine Traffic zdjęcia Tobiasa, które jakiś Niemiec, fotograf strzelił nam na kanale oszołomiony urodą tak niezwykłego oldtimera.😄
 
Wejście do Kanału Kilońskiego
                                
Na kanale - ten spokojniejszy odcinek

Parowiec bocznokołowy Freja - ma ponad 100 lat

Jeszcze tylko przez wrota ...
..i już jesteśmy na Łabie
                                     


Z kolei Łaba to prądy. Bez wiatru na silniku na 1.000 obr. 8 węzłów i zostawiwszy wszystkie boje torowe nienaruszone dotarliśmy przez Cuxhaven na Helgoland.
 
Helgoland na horyzoncie!
Na podejściu
 
Helgoland to jedna wielka stacja benzynowa po cenach bezcłowych, ok 4 zł za litr. Staliśmy na tratwę po 15 łódek w rzędzie, a pomiędzy rzędami tak na oko z 10 m. Co chwila manewry portowe, bo okazuje się że np. 3 od kei łódka ma rendez-vous za 20 minut ze stacją, a stacja w zewnętrznym porcie. Było fajnie do czasu aż stanęliśmy jako drudzy przy takiej 30 metrowej motorówce na oko wartej z 5 mln $. Ona nieskazitelna biel, Tobias wiadomo oldtimer bez steru strumieniowego. Odejście. Ona prosta burta, nie dokleisz się do dziobu lub rufy, na szpring też niekoniecznie, bo za droga impreza. Zaczęliśmy manewry i nagle widzę w oczach niezwykle miłego właściciela krążownika jak stara się szybko przypomnieć sobie telefon do swojego ubezpieczyciela 😉 Niemniej udało się bez draśnięcia, cyrków z bosakiem, choć w pogotowiu był .
 
Tłoczny port na Helgolandzie
 
 Dla odmiany Cuxhaven to foki baraszkujące w marinie, ulice w mieście poprzegradzane śluzami, tak na wszelki wypadek, no i Lidl gdzie można było kupić normalny chleb taki jaki znamy z Polski, a nie ten duński. 
Co do chleba i załogi. Rejs był dziwny, miast mieć te rejsowe, falowe niestrawności jedli bez umiaru 😄  Część załogi nawet po raz pierwszy w życiu zjadła flaki (mieliśmy z tym zabawę) i opiła się rumu.
 
Codzienna bywalczyni :)
 Cuxhaven i foki..


 





 

 

 

 

Wracamy do Polski

 

poniedziałek, 5 października 2020

Taki sobie fotoreportarz z sierpniowego rejsu do Kopenhagi :)

Wyruszyliśmy ze Świnoujścia
                                                                                          

Na wachcie..










jest pięknie..

W oddali Greifsvalder Oie
Czekamy na odwarcie mostu
Na kanale Falsterbo

Most w górze - możemy ruszać dalej!

Odpoczynek w marinie Hollviken
 Falsterbo już za nami
Most łączacy Danię ze Szwecją
"Plantacja wiatraków"
Czas zmienić banderkę



... i w nawigacyjnej..
 A tymczasem w kambuzie...
              




Margretherholm Havn - marina choć duża jest przyjazna i cicha

   Na dachu tego budynku jest całoroczny stok narciarski, a przy kominie ścianka wspinaczkowa od dołu na samą górę :)

Kopenhaga by night

Kanał Nyhavn
Nasza ekipa z kapitanem Łukaszem na czele






W oddali Teatr Królewski i pomnik Chrystiana V
Plac Kongens Nytory i wszechobecne rowery
A w marinie taki domek na wodzie

.. i takie mieszkanka..
Droga do centrum przy Christianskanal...



Postój pięknych łódek w jednym z licznych kanałów

.. z ogrodem na pokładzie ..

Wędrowcy :)
.. i jeden z jej elementów
Fontanna nordyckiej bogini Gefion

Zamek Rosenborg
I oczywiście syrenka - symbol Kopenhagi







Żegnamy Kopengahę