wtorek, 24 grudnia 2013

Spotkanie wigilijne



Ciężko pisać coś ciekawego, gdy od rana, do nocy, siedzę pod kadłubem i usuwam z niego farbę! Raz w kucki przy balaście, w innym miejscu ze szlifierką nad głową, lub na drabinie, napierając na maszynę całym ciężarem ciała. Hałas i kurz! Zapylona maska i przyłbica. A mimo tych osłon, i tak wiecznie pieką oczy, męczy duszący kaszel i kichanie! I tak dzień w dzień. Istna monotonia. Dobrze, że na przystani, łazienki działają, bo musiałbym się chyba w jeziorze kąpać! 

                                              prace postępują!

W tej sytuacji rozrywką jest wyjazd do księgowej, lub załatwianie spraw w Urzędzie Skarbowym! No, a robienie zakupów w markecie, to już takie święto, jak przepustka z wojska!
Pogoda pracom remontowym w tym roku sprzyja! I mam nadzieję, że uda mi się do wiosny skończyć wszystko to, co zaplanowałem na czas postoju na lądzie.

                                                   nadciąga wichura!

Wichury, które ostatnio przewaliły się przez Polskę, nie zrobiły poważnych zniszczeń na łódce. A zwłaszcza nie zabrały plandeki! Owszem oberwały one fragment jednego jej boku. Ale to generalnie wszystkie straty. Gdy przychodziły kolejne uderzenia nawałnicy, łódka trzęsła się, jak wagon kolejowy na rozjazdach! 

                                                   jakość filmu kiepska ale i warunki nie najlepsze

Ale wiało tylko do 40kt. A to 9B. Czyli wiatr, przy którym normalnie się pływa, tylko żagle trzeba zarefować!
Te hałasy najmniej podobały się kotu! Ale gdy Gabryś zobaczył, że nic złego się nie dzieje, przestał się nimi interesować!

                                            hałas kota nie rusza!

                                             Gabryś spać może zawsze!

Nie samą jednak pracą człowiek żyje! No przecież! I w ostatni piątek, odwiedziła mnie grupa przyjaciół. W ogrzewanej piecykiem mesie Tobiasa, urządziliśmy sobie przyjęcie wigilijne!
Były śledzie solone, śledzie w occie, krokiety, sałatka warzywna i pierogi z kapustą i grzybami. No i oczywiście dzieliliśmy się opłatkiem! Co prawda był on w formie płynnej, ale nadal to produkt zbożowy, tylko w wyższej formie energetycznej!

                                                 śpiewamy wigilijne szanty

Na wieść, o wigilii na Tobiasie, przyjechał z Berlina, Jacek z s/y Amandy!  Tym razem nie zabrał on ze sobą concertiny tylko gitarę. Ale i przy jej akompaniamencie, do późnej nocy, śpiewaliśmy szanty. I ogólnie atmosfera była bardzo świąteczna!

                                                    Jacek z Amandy

Wigilia, wigilią, ale rano trzeba było znów iść do pracy na kadłubie. Na szczęście na jedenastą tym razem, a nie na siódmą! I nie musiałem jeździć nigdzie. Wystarczyło, że zszedłem z rufy po drabinie. I już byłem „w robocie”. Tylko skąd, po tak uroczystym wieczorze, brać siłę do pracy! Dobrze, że Wigilia jest tylko raz w roku!