środa, 2 lipca 2014


16Mm w 35 godzin!
Silny, do 35kt, północny z lekkim odchyleniem na wschód wiatr, stopniowo tężał. Pchał on przed sobą wysokie, szare wały wody, zwieńczone białymi grzywami piany. Tobias miękko brał nadchodzące fale, przecinając dziobem ich grzbiety. Jego kadłub, wspinał się wysoko na kolejne góry wody, by po chwili, jak szusujący ze stromego stoku narciarz, spłynąć w głębokie, wodne doliny. Taka jazda trwała już od wielu godzin. Zaraz po minęciu północnego krańca Olandii, wiatr zaczął przybierać na sile tak, że musieliśmy schować bezana i zarefować Gienię. Grot dawno już związany na bomie, nie brał udziału w tej zabawie. Szliśmy dość korzystnym bajdewindem i nasza odległość od Visby, szybko się zmniejszała. Na horyzoncie ukazały się już światła masztów przekaźnikowych, stojących na zachodnim brzegu Gotlandii. Widzieliśmy je na prawo od want grota. A więc kurs do portu mięliśmy prawidłowy.

                                  

                                           



 Jednak, jak to na morzu bywa, wiatr zorientował się, że może z nami się pobawić. No i odszedł trochę na wschód. Później jeszcze trochę i jeszcze trochę. I stężał do 40kt. Światła masztów tym razem znalazły się przed dziobem Tobiasa. A to niestety znaczyło spychanie nas z wyznaczonego kursu. Z narastającym żalem obserwowałem jak nasza pozycja na mapie, choć co raz bliższa brzegu, oddala na południe się od Visby. Halsówka w tych warunkach nie miała sensu. A szukanie schronienia w Klintehamn, przy tak silnym wietrze, uznałem za zbyt ryzykowne. Na pięć mil od zachodniego brzegu Gotlandii, podjąłem decyzję o powrocie. 
Pierwsze dwie próby zwrotu przez sztag, nie powiodły się. Dopiero trzecia, wspomagana silnikiem przebiegła gładko. I już po chwili, pięknym silnym baksztagiem, wiatr stężał w międzyczasie do 44kt, pruliśmy fale z powrotem do Kalmar Sundu.

                                     


                                              
Po kilku godzinach żeglugi, odwróceni już do wiatru rufą i wyprzedzani przetaczającymi się  pod Tobiasem górami wody, sunęliśmy w stronę Kalmaru, z którego wyszliśmy o świcie, poprzedniego dnia. Naszym celem, tym razem był port w Borgholmie. Pierwsza na tej trasie, dostępna przy tak wysokiej fali, przystań na Olandii.
Późnym popołudniem staliśmy wreszcie na cumach. Po 35 godzinach i przepłynięciu 150 Mm osiągnęliśmy port, oddalony o 16Mm od punktu wyjścia! Cóż tak bywa na morzu. Nie wolno upierać się przy założonych planach. I trzeba umieć podjąć decyzję o odwrocie. Za to jak najbardziej zasłużyliśmy, na wzniesienie tradycyjnego toastu: „za cudowne ocalenie” :)

                                          

                                                          ....suszymy rzeczy i śpimy 12 godzin....

                                                     
                                                                                       ....a dzielny Tobias odpoczywa.

Dodatkową nagrodą za całą mitręgę, zmęczenie, siniaki i stresy, była wycieczka następnego dnia do wspaniałych, malowniczo położonych ruin zamku w Borgholmie. 
Jesienią, we wrześniu, jeszcze raz podejmiemy próbę „zdobycia” Visby na Gotlandii. I oczywiście powtórzymy Kalmar Sund z zamkiem w Borgholmie i Kalmarze. Oraz grodziskiem Wikingów w Groenhoegen na południu Olandii.
We wrześniu też możemy liczyć na silne wiatry. I oby były one bardziej korzystnie niż w czasie minionego rejsu.

Blä Jungfrun czyli  Błękitna  Panna - mała wyspa - park narodowy - między Olandią a Szwecją

 co chwilę dostajemy prysznic z nieba 


                                                            chmury tworzą niesamowite pejzaże - za nami Łódź Wikingów
 

                                                                                zaczyna się rozwiewać.....

                                                                    
                                                                  a potem przed nami rosną góry wody



2 komentarze: