Nie da się z Gamoniem pływać! Na początku sprawiał on wrażenie, że jest zadowolony z życia na łódce. Niby trochę marudził gdy był odpalany silnik. I z tej okazji próbował czmychnąć na ląd. Jednak później przyzwyczaił się do hałasów. Przy startowaniu z portu, przestał uciekać i nawet, chować się za lodówkę. Leżał sobie spokojnie na prawej górnej koi. I ze stoicyzmem przyglądał się nawet pracującemu odkurzaczowi. W drodze, wychodził na pokład. Spacerował po deku, wylegiwał się pod owiewką. Wydawało się, że po życiu w wiejskim domu i następnie na czwartym piętrze w bloku, życie łódce zaczęło mu odpowiadać. „Z ludział”. Czyli przestał bać się obcych na pokładzie. Choć na lądzie nadal pozostał
nieufny do nieznanych mu osób.
Rok temu jednak, nastąpiła w nim zmiana. I z biegiem czasu, wyraźnie się ona pogłębia!
Dokładnie rok temu, czyli na przełomie czerwca i lipca,
pływaliśmy w ciężkich warunkach. Przez kolejne dwa tygodnie, ciągle sztormy,
burze i tarzanie! Jeszcze dodatkowo, kąpiel w przykrytej „filmem” z ropy, portowiance
we Władysławowie. Oczywiście, pomimo dogłębnego wycierania ręcznikiem i tak
Gabryś się wylizał, co nie wyszło mu na zdrowie żołądkowe.
Olandii. Ale
tam swoje stresy odreagował na szwedzkich, dwóch, Bogu ducha winnych,
miniaturkach szpiców. Gdy opadły go pod śmietnikiem, wtrzepał im jak husaria
Czarnieckiego, Szwedom w bitwie pod Warką! :-)
Trochę się po tym odprężył. Cóż z tego, jeśli zaraz pod
Christianso dorwała nas burza! I sam widziałem, jak źle uwiązany stołek
nawigacyjny, ganiał go po mesie!
Gabryś, definitywnie wysiadł w Svaneke na Bornholmie. Nie
była to ucieczka. Po prostu, gdy rano chcieliśmy odpłynąć, najadł się i
wysiadł!
Wracałem do Svaneke przy kolejnych rejsach. Szukałem go po
zaułkach i ogródkach, „kicikiciałem” nocami. - Bez skutku! Aż po trzech
tygodniach, sam wrócił! Przybiegł do portu głodny i stęskniony. Dostał jeść i
został wygłaskany i wypieszczony przez całą załogę. No i przez pewien czas
trzymał się łódki i nie protestował przeciwko żeglarstwu.
Jednak w tym roku, Kot się wycwanił! Gdy zaczyna się
krzątanina, związana z przygotowaniem do drogi, Kocisko próbuje czmychnąć z
łódki. I co raz częściej mu się to udaje. Nawet wie, kiedy mamy zamiar płynąć,
a kiedy nie! Bo gdy planujemy całodniowy postój w porcie, nic rano z koi go
nie ruszy. A gdy mamy zamiar wypłynąć, zwiewa!
On po prostu nie chce pływać!!!
No i mam z nim problem. Bo do jesieni będzie musiał wrócić
do mieszkania na czwartym piętrze. A już po tygodniu, dostaje w nim szału! Może
też pojechać na wieś. Ale tam będzie wśród obcych ludzi i na dokładkę z ósemką
kotów, które „miastowego” przyjmą co najmniej chłodno!
Oczywiście, gdy na zimę wrócę do Dąbia, zabiorę go na
przystań. I całą zimę, tak jak poprzednie, będzie sobie biegać po dworze lub
spać przy piecu w mesie.
Teraz jednak muszę go skreślić z listy załogi. Nic bowiem na
siłę! Bo jeśli ktoś żeglarstwa nie kocha, to udawanie na nic się zda. Morze
wszystko zweryfikuje!
Bo kot musi polować - tymczasem to na niego polował stołek :P
OdpowiedzUsuńOn jeszcze wróci na wodę ! :D
OdpowiedzUsuń