środa, 23 grudnia 2015
wtorek, 24 listopada 2015
Podsumowanie sezonu
Ledwie
sezon zdążył się rozpocząć, ledwie pojawiły się pierwsze i kolejne załogi,
ledwie wiatry pokołysały i poniosły Tobiasa, a już przyszły jesienne słoty a
wraz z nimi koniec pływania! Jeszcze dobrze nie zdążyłem zaprzyjaźnić się z
załogami, a już nowi załoganci mustrowali na burcie. A po poprzednich zostało,
szybko umykające w niepamięć wspomnienie.
Zawsze
jakoś tak jest, że gdy patrzy się wstecz, to upływ czasu jest błyskawiczny. A
gdy czekamy na jakieś intrygujące nas wydarzenie, to czas wlecze się niemiłosiernie.
A no życie nam płynie nieustannie. I nie warto z niego tracić ani chwili!
Miniony
sezon był naprawdę dobry! Tobias bezpiecznie przepłynął ponad siedem tysięcy
mil morskich. - Z naciskiem na słowo „bezpiecznie”!
Przez
jego pokład przewinęło się dużo fajnych ludzi. Część z nich to wytrawni
żeglarze i starzy znajomi. Część to osoby które były pierwszy raz na Tobiasie
lub pierwszy raz na Tobiasie i na morzu. Sporo osób, zwłaszcza z tej ostatniej
grupy „dostało w kość”. Ale sądząc z porejsowych pożegnań, wrócą one jeszcze na
morze!
-Marek!
Weź ster! Bo nie mogę utrzymać kursu! Nie widzę niczego na horyzoncie i nie mam
na co płynąć!
- Stój!
Nie pękaj! Radź sobie! Masz przyrządy, masz kompas, a skał w pobliżu nie ma.
Ogarnij się i do roboty!
Załogantka/załogant,
drugi raz na morzu. Stoi za sterem i wozi ją/go po okolicy. Bo widoczność na
trzy mile i nie umie utrzymać kursu. Wytrzymał(a) jednak psychicznie i
nauczył(a) się sterowania. Gdy za kilka dni szliśmy nocą w gęstej mgle, tak
gęstej, że aż „zatykało płuca”, ta sama osoba, korzystając jedynie ze wskazań
kompasu, prowadziła Tobiasa jak po linijce! - Warto się dla załóg „pałować”!
Sezon
minął bez większych sztormów. Zwykle udawało się nam na czas dotrzeć do portu i
przeczekać w nim ciężką pogodę. A ci którzy pytają czy „choć dziesiątka
będzie?” niech nigdy dziesiątki nie zaznają! Gdy na morzu był bałagan, załogi
na rowerach zwiedzały okolicę. I oddawały się życiu portowo – towarzyskiemu.
Ostatecznie spędzanie urlopu nie polega na ciężkiej orce!
Poważniejszych
awarii też na Tobiasie nie było.
Tylko na
pierwszym rejsie strzelił wąż ciśnieniowy od przekładni hydraulicznej. Czyli
straciliśmy napęd. A że prawie nie wiało, więc z Bornholmu do Świnkowa
płynęliśmy półtorej doby. Do portu wciągnął nas kuter rybacki ŚWI-7. Dzięki
wielkie Jemu za przyzwoitość i normalne podejście do tego co na morzu się
zdarza! Wiadomo że jeśli sprzęt pracuje w ciężkich warunkach, to zawsze coś
może nawalić. Ważne by z usterką umieć sobie poradzić lub problem jakoś
rozwiązać. I kiep ten kto myśli że serwis wszystko za niego załatwi!
Inną
sprawą jest to, że trudne sytuacje jakie na morzu nas spotykają, pokazują
jakimi jesteśmy ludźmi naprawdę. Obnażają nasze słabości! I odkrywają naszych
prawdziwych przyjaciół. Mając uszkodzony napęd i stojąc bez wiatru sześć mil od
świnoujskich główek, miałem zapowiedzianą pomoc od Piotra Ż. z „zaprzyjaźnionej
aczkolwiek konkurencyjnej firmy” ;) będącego jednak w Kołobrzegu, czyli
pięćdziesiąt mil od Świnkowa. Oraz pomoc od drugiego jachtu pod dowództwem
Dawida pływającego w tym czasie daleko po niemieckiej stronie Zalewu
Szczecińskiego.
Jedyny
kapitan stojący jachtem w Świnoujściu i mogący mnie wciągnąć do portu,
stwierdził że szkoli żeglarzy i nie może tracić czasu na holowanie. Cóż …
- Chwała
kutrowi ŚWI-7! I moim kumplom Piotrowi i Dawidowi! Kilku innych znajomych też
pewnie by chętnie pomogło. Ale w kwietniu o żeglarzy na Bałtyku dość trudno
przecież!
Po takim
preludium, sezon upłynął praktycznie bezawaryjnie.
Krótko
mówiąc, załogi na Tobiasie popływały, pozwiedzały różne porty i bałtyckie
zakątki, „natrzaskały” mil i godzin, połapały ryby. I szczęśliwie wróciły. A to
przecież najważniejsze! Bo nie wszystkim w tym roku udało się dopłynąć do lądu…
Na zimę
Tobias zawinął do Pucka.
Przedarł się przez listopadowe mgły, silne wiatry oraz płycizny Zatoki Puckiej
i zacumował w przyjaznym, puckim porcie jachtowym. Na dniach przyjedzie dźwig,
wyjmie go z wody. I rozpocznie się co roczny sezon remontowy. Oby zima, na
Ziemi Puckiej nie przesadziła z mrozami!
poniedziałek, 18 maja 2015
Zaczęło się!
Po miesiącach
spędzonych na lądzie, po tygodniach pracy w remontowym brudzie i
kurzu, po okresie planowego bałaganu i doskwierającego chłodu,
Tobias wyszedł wreszcie w morze. Za rufą zostały wszystkie sprawy
lądowe, obawy o terminowe zakończenie prac i użeranie się z
niesłownymi fachowcami. Wiatr znów wypełnił żagle i jacht pognał
przed siebie, niosąc na swoim pokładzie nowe załogi. Tak więc
sezon żeglarski został otwarty!
W trzech
dotychczasowych rejsach popłynęliśmy na Rugię do Sassnitz i
Glowe. Okrążyliśmy Bornholm cumując w Hammerhavn, Alinge, Gudhiem
i Svaneke. Dotarliśmy do Ystad w Szwecji. I do duńskiej wyspy Mon
gdzie stanęliśmy w Klintholmie. Przez te minione trzy tygodnie
żeglugi, w silnych wiatrach jak i wspierając się na flaucie
silnikiem, za dnia i nocami, w pięknym wiosennym słońcu oraz
czasami we mgle i zimnych deszczach, przepłynęliśmy Tobiasem już
prawie tysiąc mil. Przez jego pokład przewinęły się polskie i
niemieckie załogi. Stąd na kilku zdjęciach, pod lewym salingiem
widać prócz naszej bandery niemiecką flagę. Wszystkie rejsy
zakończyły się szczęśliwie. A żeglarze zeszli na ląd pełni
wrażeń i wspomnień przygód które ich spotkały.
Obecnie Tobias
jeszcze przez tydzień odpoczywa na swojej przystani w Szczecinie
Dąbiu. Wykonywane są drobne prace remontowe, których nie udało
się zakończyć przed startem. I w najbliższą sobotę, w
Świnoujściu, na jego pokład wsiądzie nowa załoga. A po tygodniu
następna i znów kolejna. I tak aż do późnej jesieni.
Oby zawsze
towarzyszyły nam silne wiatry!
Wreszcie idziemy w morze! |
"... Jest komenda - STAWIAĆ GROTA! a komenda święta rzecz! ..." |
Hej płyniemy! |
przygina |
... i przechyla |
radość żeglowania |
jest super! |
i przyłożyło! |
grot precz! |
pierwsze straty |
Kolacja jednak wchodzi |
Ciekawe czy śniadanko się przyjmie? |
Klify na Rugii |
Mgła w Hammerhavn |
niedziela, 5 kwietnia 2015
wtorek, 24 lutego 2015
Ostatni miesiąc na lądzie
Wyraźnie zima ma się ku
końcowi. I dobrze! Nikt tu po niej nie będzie płakać! Pamięć po
niej niech zostanie tylko na zdjęciach. A jeśli komuś mało zimy,
niech w góry pojedzie! My tutaj na przystani czekamy na wiosnę!
Jej pierwsze oznaki są już wyraźne! Na trawnikach pojawiły się krokusy i zakwitły pierwsze kwiaty na klombach. Na jeziorze znacznie zmniejszyła się ilość zimujących kaczek z północy. A trzymające się do tej pory brzegów łyski, rozproszyły się po zżółkłych trzcinowiskach. Wysoko na niebie, jeszcze z rzadka i nieśmiało, ale jednak, pojawiają się pierwsze klucze gęsi!
Zima pewnie nie
powiedziała jeszcze ostatniego słowa, ale z każdym dniem,
zbliżającym nas do kalendarzowej wiosny, jest ona coraz bardziej
przegrana!
Prace remontowe na
Tobiasie idą pełną parą! Silnik, remont pokładu, odświeżenie
farby na burtach i tak dalej ... wszystkie te roboty, a przynajmniej
ich większość, zostaną zakończone do dwudziestego marca. Bo w
okolicach tej daty, zaplanowane jest wodowanie. Czyli czasu zostało
już niewiele.
Marzec już za
pasem! Najważniejsze, by pogoda nie spłatała żadnego figla. I nie
nastąpiły utrudniające pracę deszczowe lub mroźne tygodnie! Ano,
zawsze przed końcem sezonu remontowego, trzeba walczyć ze złośliwie
przyspieszającym upływem czasu!
Trzeba harować po kilkanaście godzin i
zrezygnować z beztroskiego snu. A odpocząć
będzie można w morzu! Dopiero wtedy gdy się
minie główki Świnoujścia, gdy pod
nogami poczuje się
rozkołysany pokład, będzie można odetchnąć z ulgą i poddać
się przyjemności żeglowania!
Jej pierwsze oznaki są już wyraźne! Na trawnikach pojawiły się krokusy i zakwitły pierwsze kwiaty na klombach. Na jeziorze znacznie zmniejszyła się ilość zimujących kaczek z północy. A trzymające się do tej pory brzegów łyski, rozproszyły się po zżółkłych trzcinowiskach. Wysoko na niebie, jeszcze z rzadka i nieśmiało, ale jednak, pojawiają się pierwsze klucze gęsi!
Wiosną
Tobias wyruszy w morze,
z nowym
olinowaniem i dodatkowym sztagiem. W grotmaszcie zostały już
wymienione
wszystkie stalówki i przeprowadzono remont rolfoka. Również na
bezanie, takielmistrz przejrzał liny i ich mocowania. W grotmaszcie,
nowe przewody elektryczne, zastąpiły stare, pośniedziałe kable. A
na jego top, została przeniesiona z bezana, antena UKF. Na bezanie
zaś zamontowałem antenę AISa. Tak więc siedząc
w domu przy kompie, będzie można śledzić
ruchy Tobiasa po morzu! Na
dodatkowym sztagu, w ciężkich
warunkach pogodowych, będziemy stawiać foka sztormowego. Zapewni to
łatwiejsze utrzymywanie ostrego kursu z jednoczesnym oszczędzaniem
zrolowanej genuy. Jako że fok ten, jest uszyty z fluo-pomarańczowej
tkaniny, będziemy go również nosić we mgle. Dzięki czemu,
płynące w "mleku" jednostki, łatwiej nas wypatrzą. -
Oczywiście aktywny AIS to w obecnych czasach duże ułatwienie i
zwiększenie marginesu bezpieczeństwa. Ale taka silnie pomarańczowa
plama na dziobie Tobiasa, też ten poziom bezpieczeństwa poprawi!
czwartek, 15 stycznia 2015
Zimy ciąg dalszy....
Wiatr szarpie, rozpiętą nad pokładem plandeką! Szum i łopot
przetaczają się nad mesą! Nadchodzi kolejne załamanie pogody! Czyli niż
nadciąga. Będzie ich w tym sezonie remontowym jeszcze kilka … kilkanaście?
Łódkę nakryłem stu pięćdziesięcioma metrami kwadratowymi
powierzchni. Przez ten cienki dach, udało mi się bezpiecznie, przepuścić komin
od pieca! Pieca, który łykając kolejne brykiety drzewne i eko groszek, ogrzewa
mesę. Na rufie, gdzie sypiam,
nie mam grzania. Ale na dworze nie jest zimno. A na noc zawsze mogę włożyć czapkę!
W planach, mam przeprowadzenie z mesy na rufę nadmuchu
ciepłego powietrza. Ale to chyba wtedy, gdy mrozy zaczną dopiekać! ”Dopiekać”
to dobre słowo! Bo gdy w styczniową noc,
w temperaturze powietrza poniżej dwudziestu stopni, na golasa wypadłem z sauny, dając nura w puszysty śnieg, a po chwili chlupnąłem do wody w wyrąbanym w lodzie przeręblu, poczułem wyłącznie pieczenie skóry! Zimna nie czułem wcale! :) … Ale to było dawno temu, w Finlandii!
uśpiona przystań
W Szczecinie nie ma problemów z mrozami! Choć nie do końca
jest to prawdą! Gdy przyprowadziłem Tobiasa z Holandii i postanowiłem na nim
zamieszkać, szczecińska znajoma, uspakajała mnie, że w tym rejonie „…jeśli zimą
będzie przez tydzień minus pięć stopni, to znaczy, że jest bardzo zimno!” No i
po piętnastym stycznia, temperatura spadła poniżej dwudziestu stopni! Mróz
trzymał trzy tygodnie! W mesie, pomimo grzania piecykiem naftowym, było plus
pięć. A na rufie, materac przymarzł do koi, a śpiwór do ściany! Przynajmniej
nocą, nie zsuwał się ze mnie! :) Następny rok był taki sam! Może nawet gorszy.
Nocami pod łódkę przychodziły zmarznięte lisy, które dokarmiałem świeżymi
kurczakami. A na jeziorze, tuż przy porcie, orły kombinowały nad padłym
dzikiem.
nie mam grzania. Ale na dworze nie jest zimno. A na noc zawsze mogę włożyć czapkę!
w temperaturze powietrza poniżej dwudziestu stopni, na golasa wypadłem z sauny, dając nura w puszysty śnieg, a po chwili chlupnąłem do wody w wyrąbanym w lodzie przeręblu, poczułem wyłącznie pieczenie skóry! Zimna nie czułem wcale! :) … Ale to było dawno temu, w Finlandii!
uśpiona przystań
Zima w szczecińskim, zdaniem mojej znajomej, miała być lekka
… od tamtej pory, nie wierzę kobietom! ;) :D
Obecna zima jest
łaskawa! Nie mrozi, nie śnieży, nie robi scen.
I daje pracować na pokładzie! Niech tak zostanie! Do wodowania, niecałe trzy miesiące! A do pierwszego rejsu, niecałe cztery. Ktoś może powie, że to dużo czasu. Oczywiście! To bardzo dużo czasu. Zwłaszcza dla tych, którzy tylko na rejs czekają! Ja z doświadczenia wiem, że tego czasu, na wszelkie remontowe sprawy jest zawsze za mało!
I daje pracować na pokładzie! Niech tak zostanie! Do wodowania, niecałe trzy miesiące! A do pierwszego rejsu, niecałe cztery. Ktoś może powie, że to dużo czasu. Oczywiście! To bardzo dużo czasu. Zwłaszcza dla tych, którzy tylko na rejs czekają! Ja z doświadczenia wiem, że tego czasu, na wszelkie remontowe sprawy jest zawsze za mało!
Ważne, że Tobias, plus minus dwudziestego marca, zejdzie na
wodę. I osiemnastego kwietnia weźmie pierwszą, tegoroczną załogę! No i wreszcie
wyjdzie w morze! Przecież wszyscy na to czekamy!
10 dni później.....
Fajna ta zima! Na razie
łagodna i ciepła. Tylko ciągle wieją silne wiatry! Praktycznie nieustannie
wieje zachodni wiatr! Szarpie on plandeką, szarpie łódką i kominem od pieca!
Parę dni temu, nad portem przeszła potężna nawałnica. Myślę że wiało około 50
węzłów! Lało wściekle i nawet dwa razy mocno zagrzmiało! W efekcie sztormowych
podmuchów, dzielnie walcząca z wichrami plandeka w końcu pękła!
Urwały się
zaczepy na zawietrznej stronie. A luźna płachta wpadła w łopot. I w oka
mgnieniu pękła prawie do szczytu dachu! Pracowałem wtedy na pokładzie. I
widziałem co się dzieje na zewnątrz. Lecz nim zdążyłem zbiec na dół i złapać
wściekle łopoczącą materię, ta już się darła! W strugach deszczu i w silnych
podmuchach nawałnicy, przytrzymałem szalejący fragment mojego hangaru. O
wiązaniu, w jedną osobę, nawet nie było mowy! Zrobiłem węzeł z luźnego kawałka
plandeki i czekając, aż burza minie, trzymałem go z całej siły. Dopiero gdy
podmuchy zelżały, udało mi się podwiązać urwany bok!Pęknięcie jest długie.
Lecz można je będzie naprawić. Jednak musi przestać wiać i padać.Na szczęście, po mimo
przechodzących, kolejnych nawałnic, dziura nie powiększa się! Nawet
przyzwyczaiłem się do "okna" w hangarze. Mogę przez nie na świat
popatrzeć! Bo niby mieszkam na brzegu jeziora, to jednak prawie go nie widuję!
A teraz i ja i kot, możemy zobaczyć, "większy kawałek świata"
okno na świat
Subskrybuj:
Posty (Atom)