Ciężko pisać coś ciekawego, gdy od rana, do nocy, siedzę pod
kadłubem i usuwam z niego farbę! Raz w kucki przy balaście, w innym miejscu ze szlifierką
nad głową, lub na drabinie, napierając na maszynę całym ciężarem ciała. Hałas i
kurz! Zapylona maska i przyłbica. A mimo tych osłon, i tak wiecznie pieką oczy,
męczy duszący kaszel i kichanie! I tak dzień w dzień. Istna monotonia. Dobrze,
że na przystani, łazienki działają, bo musiałbym się chyba w jeziorze kąpać!
prace postępują!
W tej sytuacji rozrywką jest wyjazd do księgowej, lub
załatwianie spraw w Urzędzie Skarbowym! No, a robienie zakupów w markecie, to
już takie święto, jak przepustka z wojska!
Pogoda pracom remontowym w tym roku sprzyja! I mam nadzieję,
że uda mi się do wiosny skończyć wszystko to, co zaplanowałem na czas postoju
na lądzie.
nadciąga wichura!
Wichury, które ostatnio przewaliły się przez Polskę, nie
zrobiły poważnych zniszczeń na łódce. A zwłaszcza nie zabrały plandeki! Owszem
oberwały one fragment jednego jej boku. Ale to generalnie wszystkie straty. Gdy
przychodziły kolejne uderzenia nawałnicy, łódka trzęsła się, jak wagon kolejowy
na rozjazdach!
jakość filmu kiepska ale i warunki nie najlepsze
Ale wiało tylko do 40kt. A to 9B. Czyli wiatr, przy którym
normalnie się pływa, tylko żagle trzeba zarefować!
Te hałasy najmniej podobały się kotu! Ale gdy Gabryś zobaczył,
że nic złego się nie dzieje, przestał się nimi interesować!
hałas kota nie rusza!
Gabryś spać może zawsze!
Nie samą jednak pracą człowiek żyje! No przecież! I w
ostatni piątek, odwiedziła mnie grupa przyjaciół. W ogrzewanej piecykiem mesie
Tobiasa, urządziliśmy sobie przyjęcie wigilijne!
Były śledzie solone, śledzie w occie, krokiety, sałatka
warzywna i pierogi z kapustą i grzybami. No i oczywiście dzieliliśmy się
opłatkiem! Co prawda był on w formie płynnej, ale nadal to produkt zbożowy, tylko
w wyższej formie energetycznej!
Na wieść, o wigilii na Tobiasie, przyjechał z Berlina, Jacek
z s/y Amandy! Tym razem nie zabrał on ze
sobą concertiny tylko gitarę. Ale i przy jej akompaniamencie, do późnej nocy,
śpiewaliśmy szanty. I ogólnie atmosfera była bardzo świąteczna!
Jacek z Amandy
Wigilia, wigilią, ale rano trzeba było znów iść do pracy na
kadłubie. Na szczęście na jedenastą tym razem, a nie na siódmą! I nie musiałem
jeździć nigdzie. Wystarczyło, że zszedłem z rufy po drabinie. I już byłem „w
robocie”. Tylko skąd, po tak uroczystym wieczorze, brać siłę do pracy! Dobrze,
że Wigilia jest tylko raz w roku!